ZDARZYŁO SIĘ WSZYSTKO - SPÓŹNIONE PODSUMOWANIE 2018
Odkąd pamiętam, co roku działo się coś ważnego w moim życiu.
Raz było to rozpoczęcie nowej szkoły, raz zdany egzamin na prawo jazdy albo
pierwsze zagraniczne wakacje, smutniejsze chwile po stracie kogoś ważnego, nowy
związek i jego zakończenie, znalezienie pasji, rozpoczęcie studiów… I tak rok
po roku, wydarzenie po wydarzeniu dotarłam do chwili, kiedy w ostatnich
dniach grudnia na początku stycznia piszę małe podsumowanie poprzedniego roku.
Roku, w którym zdarzyło się wszystko.
COŚ SIĘ KOŃCZY…
W 2018 roku, po 5 latach na Politechnice Śląskiej,
ukończyłam studia z tytułem magistra sztuki. Kiedy tak myślę, o tym ostatnim
semestrze, to muszę obiektywnie przyznać, że był on zdecydowanie najłatwiejszy
ze wszystkich lat, choć oczywiście ja, jak to ja, musiałam go sobie utrudnić.
Koniec końców stworzyłam projekt magisterski i obroniłam go w pierwszym
terminie z bardzo dobrym wynikiem.
W tym roku skończyła się też era jeżdżenia cytryną. Mój
pierwszy i jak dotąd jedyny samochód marki citroen został sprzedany. Nie
sądziłam, że będzie to dla mnie aż tak ważne wydarzenie, ale muszę przyznać, że
z cytryną łączyła mnie poważna więź pięcioletniej przyjaźni na dobre i na złe.
W ciągu minionych 12 miesięcy skończył się też etap
mieszkania w miejscu, gdzie spędziłam wszystkie lata od urodzenia. Skończyło
się wyglądanie przez okno na ogródki działkowe i obchodzenie bloku dookoła,
żeby dostać się do głównych drzwi, jakże mądrze usytuowanych z tyłu. Razem z
wyprowadzką skończyły się też obiadki mamy i samorobiącesię pranie.
…A COŚ SIĘ ZACZYNA
W tym roku zdecydowanie zaczęła
się całkowita, stuprocentowa dorosłość.
W 2018 roku wyprowadziłam się z domu rodzinnego za granicę, do
Hiszpanii. Zamieszkałam na (wynajętym) swoim z dala od rodziny i przyjaciół,
zdecydowanie poza swoją strefą komfortu. Musiałam stawić czoła zalegalizowaniu
swojego pobytu za granicą, umowie o mieszkanie, zakładaniu konta w innym kraju
i języku oraz z całą pozostałą hiszpańską biurokracją.
W 2018 podjęłam pracę, ale nie taką dorywczą, żeby było na
waciki. Rozpoczęłam pracę na (prawie) pełen etat, z której muszę się sama
utrzymać, która musi mi opłacić ubezpieczenie zdrowotne i składkę emerytalną.
Pracę, która pozwoli mi legalnie przebywać za granicą. Zaczęłam ten etap, kiedy
już nie rzuca się pracy, bo szef nie taki albo grafik nie odpowiada. To już ten
moment, kiedy potrzeba mi do życia comiesięcznego przelewu na konto.
BARDZIEJ ŚWIADOMIE
W 2018 roku zaczęłam zwracać uwagę na jakoś mojego życia.
Przestałam tak szybko oceniać innych i ich życie. Odeszłam od dzielenia świata
na czarny i biały. Zwróciłam uwagę na niuanse, które towarzyszą codziennemu
życiu. Zauważyłam, jak dużo mam, a jak niewiele potrzebuję i w związku z tym
zaczęłam ograniczać konsumpcjonizm. Przestałam szukać szalonych podróży,
wielkich wydarzeń i zaczęłam skupiać się na drobnostkach, tych dobrych i tych
trochę mniej. Za jedne i za drugie jestem bardzo wdzięczna, bo dzięki nim mogę
być szczęśliwa.
NIE TYLKO NA POWAŻNIE
W 2018 roku odkryłam swoją nową pasję: scrapbooking i inne formy rękodzieła. Od zawsze lubiłam prace
manualne i chętnie tworzyłam mniej lub bardziej udane produkty rękodzielnicze,
takie jak biżuteria, ozdobne pudełka czy kartki świąteczne. Tym razem jednak
wkręciłam się na maksa zarówno w scrapbooking sam w sobie, jak i w tworzenie
art journalu (czyli takiego szkicowniko-bazgrolnika, w którym ląduje wszystko
to, co tworzę, kiedy mam ochotę, nawet jeśli nie ma żadnego sensu ani
zastosowania). Zaczęłam też uczyć się hand letteringu. No i na amen zakochałam
się w organizacji czasu metodą bullet journal.
W tym roku zostałam też trenerem personalnym i instruktorem
wspinania sportowego. No i zdecydowanie więcej czasu spędziłam też na rowerze,
który w czasie upałów był świetnym sposobem na trochę ruchu, gdy nie dało się
biegać, a od jesieni stał się moim podstawowym środkiem transportu. Odkryłam
najszybszą trasę na dojazd do pracy, na ściankę wspinaczkową i do centrum
miasta. Na takich krótkich dystansach to zdecydowanie najszybszy środek
transportu!
2018 W SKRÓCIE
Słuchałam: siebie,
swojego ciała i swojego ducha. I podcastów Oli Budzyńskiej. Oraz Green Day,
mniej lub bardziej regularnie.
Oglądałam: czy
nie ma kleszcza, gdy wracałam z wycieczek w skałki i na rower. Oraz seriale:
Anię z Zielonego Wzgórza, Plotkarę, Grace i Frankie, Koronę (nie: królów…)…
Czytałam: romansidła
wszelkiej maści. Oraz książki związane z byciem fit.
Trenowałam: wspinanie
oczywiście. Najpierw sama, potem wcale, potem w skałach, a ostatecznie pod
okiem trenera.
Byłam: w
Lizbonie, która jest ślicznym miastem ( i ma pyszną kuchnię)
Nauczyłam się: pięknie
pisać i tworzyć ładne rzeczy metodą scrapbookingu. Nauczyłam się też, że w
życiu można wszystko, ale nie wszystko na raz.
Poznałam: dwóch
cudownych chłopaków, którzy zdecydowanie mają szansę awansować na moich
przyjaciół.
Zaakceptowałam: że
mogę mieć gorsze dni, kiedy nic mi nie idzie. I świat się od tego nie kończy.
Spróbowałam: przestać
obgryzać paznokcie. Na razie na spróbowaniu się skończyło, ale walczę dalej.
Byłam wdzięczna: za
to, że już nie muszę co chwilę żegnać z Michałem na lotnisku.
Tęskniłam:
najpierw za Michałem, a potem za rodziną i przyjaciółmi w Polsce.
Zostałam: magistrem
sztuki, trenerem personalnym i instruktorem wspinania.
Udało mi się: przetrwać
ten rok pełen zawirowań.
Nie udało mi się: osiągnąć
wyniku sportowego, jaki miałam w planach i przeczytać tylu książek, ile bym
chciała. Ale z rzeczy ważnych udało mi się wszystko!
Mam nadzieję, że 2019 rok będzie jeszcze lepszy niż ten poprzedni, choć chciałabym, żeby był bardziej spokojny. Tego i Wam wszystkim na ten Nowy Rok życzę :)
Mam nadzieję, że 2019 rok będzie jeszcze lepszy niż ten poprzedni, choć chciałabym, żeby był bardziej spokojny. Tego i Wam wszystkim na ten Nowy Rok życzę :)